za Tadeusza Pióra
V rečeh tega sveta mora biti simetrija,
saj imamo dve roki, dvoje očes, ušes
in končno dve polovici možganov. Smrt človeka
v tem pogledu nič ne spremeni, tudi kopernikanski obrat
ni spremenil navad naše govorice,
čeprav je prepričal sodnike in pobral
same najvišje ocene. Javnost je pač takšna.
V krvi ima prepir s sodniki in obožuje
neotesane pogumneže, iskalce biserov,
malce odsotne otroke, divje in čudovite,
ki vstajajo sredi dneva, nočejo se nasmihati
in fotoreporterjem najraje pozirajo tako,
da jim kažejo jezik. Ampak ko pride
do računanja korena ali igranja etud
v dvorani, ki je, za razliko, zasedena
z vrstami gospodov v smokingih in napudranih
dam, ki, oh – ali jih slišite – vzdihujejo, ko samo
pomislijo na to, kaj bojo videle, to divjo orgijo,
ki se bo zdaj začela … Gasilci, v kotu dvorane,
montirajo strelovod. Predpisi. Pri taki napetosti
lahko pride do strele, tega javnega agenta za
simetrijo. Na slavnosti v Sadah, blizu Poznanja,
si dolgočasni iluzionisti služijo kruh
ob bliskih magnezija, živelj pa nori.
Ampak seanse je enkrat konec. Vsak gre po svoje.
Čudežni otrok se usede na pizzo in sok,
v ozkem krogu prijateljev čudežnega otroka,
na čelu s predsednikom; tam sta profesor, župnik-smeško,
tam sta mračni mafijec in butasti urednik.
Dobrikajo se čudežu. Presrečni starši
se počasi vračajo z dvodnevnega izleta
na Gore Navdušenja. Po zakonu
simetrije, ki, vržena skozi vrata,
skozi okno opreza v petletnem idiotu,
ki pri luči ščije od sreče, so obsojeni
na dvodnevno depresijo.
Ura je zdaj pozna.
Luči so povsod, od koder so prišli, ugasnile
iz poljščine prevedla Primož Čučnik in Agnieszka Będkowska Kopczyk
Tadeuszowi Piórze
Musi być symetria w rzeczach tego świata,
skoro mamy dwie ręce, dwoje oczu, uszu
i w końcu dwie półkule mózgu. Śmierć człowieka
nic w tej kwestii nie zmienia, jak nie zdołał zmienić
nawyków naszej mowy przewrót Kopernika,
choć zdobył uznanie u sędziów i zebrał
same najwyższe noty. Taka jest publiczność.
Darcie kotów z sędziami ma we krwi i kocha
nieokrzesanych śmiałków, poławiaczy pereł,
dzieci ciut nieobecne, cudowne i dzikie,
które wstają w południe, nie chcą się uśmiechać
i najchętniej pozują fotoreporterom
z wywalonym językiem. Ale gdy przychodzi
do liczenia pierwiastków albo grania etiud
w sali dla kontrastu obsadzonej wkoło
rzędem panów w smokingach i upudrowanych
dam, które, och – słyszą państwo – wzdychają na samą
myśl o tym, co zobaczą, o tej dzikiej orgii,
która zaraz się zacznie... Strażacy montują odgromnik
w kacie sali. Przepisy. Przy takim napięciu
łatwo o błyskawicę, jawnego agenta
symetrii. Na festynie w podpoznańskich Sadach
nudni iluzjoniści przy błyskach magnezji
zarabiają na życie, tu szaleje żywioł.
Ale seans się kończy. Wszyscy się rozjeżdżają.
Cudowne dziecko zasiada do pizzy i soku
w wąskim gronie przyjaciół cudownego dziecka
na czele z prezesem; jest profesor, ksiądz-śmieszek,
jest ponury mafioso i głupi redaktor.
Nadskakują cudowi. Szczęśliwi rodzice
powoli wracają z dwudniowej wycieczki
w Góry Entuzjazmu i prawem symetrii,
która wygnana drzwiami, czai się za oknem
w sikającym ze szczęścia na widok światełka
pięcioletnim idiocie, czują się skazani
na dwudniową depresję.
Zrobiło się późno.
Światła wszędzie, skąd wyszli, gasły raz i drugi